O godzinie jedenastej byliśmy u Tadzia z życzeniami.
Kiedy biszkopt z 4 jajek się studził roiłam galaretkę z morelami i krem. Dżem morelowy (własnej roboty) mocno grzeję w mikrofalówce, dodaję galaretkę brzoskwiniową i dobrze mieszam. Jeszcze ciepły biszkopt smaruję gorącym dżemem , wstawiam do lodówki. W tym czasie robię krem. Pół litra 30% śmietany ubijam. Serek "mascarpone" ucieram z pół szklanki cukru pudru, dodaję pół szklanki ajerkoniaku i rozpuszczoną i wychłodzoną galaretkę (może być też brzoskwiniowa), na koniec delikatnie mieszam wszystko z ubitą kremówką. Na wystudzony biszkopt z dżemem wykładam krem, dokładnie wyrównuję i posypuję startą gorzką czekoladą. Tadeusz i jego żona Ewa byli mile zaskoczeni, ponieważ nic im nie mówiłam, że zrobię torcik. Nie mówiłam, bo sama nie widziałam. Oj, coraz gorzej z tą starością....