wtorek, 31 grudnia 2013

Sylwestrowe podsumowanie

A już wydawało się , że za mną są wszystkie chochliki tego roku! A jednak nie! Po wyjeździe dzieci, kiedy kończyłam pisać na swoim blogu, coś mnie dziwnie "zatrzepało". W nocy obudził mnie ból głowy i gardła. Zmierzyłam temperaturę: 39,9! Mam anginę. Dobrze, że jestem pielęgniarką i jestem przygotowana na takie problemy zdrowotne. Zaordynowałam leki, picie soku malinowego i łóżeczko. Trzymało mnie tak przez 3 dni. Dziś czuję się na tyle dobrze, że postanowiłam rozliczyć się z mijającym rokiem. 
Według mnie dla świata, zwłaszcza chrześcijańskiego najważniejszym wydarzeniem był wybór papieża Franciszka, najsmutniejszym była tragedia na Filipinach. Dla mnie rok 2013 był trudnym finansowo i zdrowotnie (mam problem z bolącym kolanem). Były też i dobre chwile. Zrobiłam kurs komputerowy,co zaowocowało tymże blogiem. Ja wiem, że te moje pisanie czyta mało ludzi, ale ja się cieszę z każdego czytelnika, bo wiem, że nie jestem sama w tym  nowym, odkrytym przeze mnie świecie techniki. Poznałam wspaniałą pisarkę panią Kasię Enerlich, co poczytuję sobie za wielki zaszczyt. Zaprzyjaźniłam się z  fantastyczną polonistką z "tajemniczego ogrodu". Były cudowne chwile spędzone z rodziną. Brakło mi tylko spotkania z moją przyjaciółką z Dolnego Śląska. Tak myślę, że więcej było dobrego, niż złego. Mam nadzieję, że rok 2014 nie będzie gorszy....
Zastanawiam się jaki przepis dać na zakończenie roku:
1 kieliszek dobrego wina, mocny uścisk kogoś bliskiego i co najmniej jedno marzenie do spełnienia w Nowym Roku!!!!!! 
  


      Dosiego Roku!!!!!!!

czwartek, 26 grudnia 2013

Techniczny chochlik!

A tyle chciałam napisać!!!!!! I co....I nic...
Mój nowiutki laptop dwa tygodnie temu odmówił posłuszeństwa.
 W ogóle to była cała seria złych, pechowych zdarzeń. Jeszcze w listopadzie gdy wybierałam pieniądze z bankomatu, to tenże bankomat pobrał, ale nie wydał pieniędzy. Do dziś nie otrzymałam zwrotu, pomimo tego, że interweniowałam! Podobno takie są procedury. Później szlag trafił mój sześcioletni telewizor. Naprawa kosztowała mnie trochę nerwów i forsy. Potem była kolej na laptopa ( korzystam ze starego komputera syna). Następna do naprawy jest pralka- coś się zacina....Ale nic to! Są Święta, w domku cisza, po dwudniowym harmiderze. Rodzina się rozjechała dalej świętować, a my dwa "stare grzybki" siedzimy przy gorącym piecu i pijemy pyszną kawusię zagryzając staropolskim piernikiem. Wszystkim moim czytelnikom składam życzenia świąteczne.
Może są one spóźnione, bo to już Drugi Dzień Świąt, ale dobrych, serdecznych życzeń nigdy nie za wiele: aby Boże Narodzenie ubogaciło nas w Dobra jakich najbardziej potrzebujemy.Aby atmosfera bliskości i serdeczności, siła wiary i umocnionej nadziei, zdrowie i ciepło życzliwych serc niech towarzyszy nam podczas świątecznych dni....
.


środa, 11 grudnia 2013

Kurczak z warzywami w ryżu

W naszej rodzinie grudzień ma wiele szczególnych dat, prawie co tydzień obchodzimy jakieś święto. Wczoraj moja córka miała urodziny. Od zawsze uważałam, że jest święto dla niej i dla mnie. Pamiętam, gdy się urodziła i lekarka powiedziała mi, że mam córeczkę, to ze szczęścia się popłakałam. Moja dziewczynka zawsze chodzi swoimi drogami, ma duszę artystki (maluje), kocha ludzi i przyrodę. Jest wspaniałą żoną i matką dla dwójki urwisów. Bardzo jestem z niej dumna. Mimo wielu zajęć przy wychowywaniu chłopców założyła swoją działalność. Prowadzi warsztaty archeologiczne dla dzieci i dorosłych. Obiecałam, że tort urodzinowy będzie na Święta, ponieważ wtedy spotkamy się całą rodziną. Zamiast tortu zrobiłam mojego ulubionego kurczaka w warzywach. A co, to też jest moje święto!
Przepis na dwie osoby:
2 udka umyć, osuszyć, delikatnie przyprawić pieprzem i solą, obsmażyć na maśle klarowanym na "złoty" kolor.
Jedną marchewkę zetrzeć na tarce (duże oczka), jednego pora (część białą) pokroić w piórka. Warzywa wymieszać z jedną szklanką ryżu. Całość wyłożyć do naczynia żaroodpornego, udka lekko wcisnąć. Zalać wcześniej przygotowanym bulionem (2 szkl   wrzątku + 2 kostki rosołowe). Naczynie przykryć i wstawić do nagrzanego do 180 st. piekarnika. Piec około 1 godziny. Do tego dania może być surówka, ale nie koniecznie.


Kochana Córeczko! Te kwiaty z naszego ogrodu są dla Ciebie!





piątek, 6 grudnia 2013

Bardzo leniwe pierogi

Dziś wszystkie dzieci oczekują wizyty Św. Mikołaja.

Wróciłam myślami do czasu mojego dzieciństwa i dzieciństwa moich dzieci. Wydaje się, że było to lata świetlne temu. Bardzo się cieszę, że teraz dzieci mają piękne prezenty od Św. Mikołaja. Ja też dziś dostałam prezent, ale nie od świętego lecz od miłej sąsiadki. Przyniosła mi nabiał swojego wyrobu: śmietanę chyba 40%,osełkę masła i prawie kilogram pysznego bardzo tłustego sera.

 Oj,  dietetycy chwyciliby się za głowę. No, ale trudno "darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda". Za oknem szaleje orkan Ksawery, ciśnienie atmosferyczne poniżej krytyki, więc moja energia też zerowa. Jestem dziś bardzo leniwa. Postanowiłam na obiad zrobić coś, co nie wymaga dużej pracy. Trzeba spożytkować ten pyszny serek. Będą leniwe, bardzo leniwe pierogi. 
40 dkg sera rozcieram tłuczkiem do ziemniaków, dodaję 1 jajko,
10 dkg mąki pszennej, pół łyżeczki soli. Zagniatam dość twarde ciasto. W między czasie zagotowuję garnek osolonej wody. Ciasto dzielę ma kilka wałeczków, spłaszczam je dłonią, tępą stroną noża robię kratkę i kroję na równe romby. Kiedy woda się zagotuje wrzucam leniwce. Gotuję je jeszcze przez około 5 min. 
Leniwe pierogi podaję z tartą bułeczką usmażoną na maśle. Za oknem śnieżyca, w piecu buzuje ogień, a na talerzu pyszności. Zrobiłam się jeszcze bardziej leniwa...... 


niedziela, 1 grudnia 2013

Sałatka z tuńczykiem

Nareszcie skończył się najsmutniejszy miesiąc w roku. Mam nadzieję, że grudzień przyniesie nam może dni chłodne, ale bardziej słoneczne. Krótkie, mgliste dni źle wpływają na nastrój  ludzi i zwierząt. Czas przedświąteczny sam w sobie daje nam więcej energii,więc dziś na kolację zrobiłam ulubioną sałatkę mojego syna i jego rodziny. Jest prosta, ale bardzo pożywna.
Przepis wystarczy dla 4-o osobowej rodziny:
4 ugotowane na twardo jajka pokroić w grubszą kostkę, dodać również pokrojone w kostkę 4 korniszony, 3/4 puszki kukurydzy i puszkę tuńczyka w sosie własnym (sos odlać). Całość odrobinę posolić, dodać pieprzu i 3-4 łyżki majonezu. Wszystko wymieszać. Sałatka smakuje z białym pieczywem.


niedziela, 24 listopada 2013

Już czas na piernik staropolski

Za miesiąc Wigilia Bożego Narodzenia. Zaczynam przygotowania. Generalne porządki mam już za sobą. Dziś przygotuję ciasto na pierniki i pierniczki. To ciasto powinno leżakować co najmniej 3 tygodnie, a więc najwyższy czas go zrobić. Przepis na piernik staropolski dostałam od mamy mojej znajomej z Dolnego Śląska. Była to pani, która piekła wspaniałe ciasta, mam od niej wiele przepisów. Zawsze lubiłam ten czas przedświąteczny, ale teraz po prostu go uwielbiam. Wiem, że mam wiele czasu i spokoju , żeby wszystko zaplanować, kupić produkty i zrobić ulubione potrawy. 
Czas na przepis:
Podgrzać w dużym garnku 0,5 kg prawdziwego miodu z dwoma szklankami cukru i 25 dkg masła lub smalcu- nie gotować, ostudzić. Do masy stopniowo dodajemy 1 kg mąki 3 całe rozmącone jajka, 2 płaskie łyżeczki sody-rozpuszczonej w 0,5 szkl mleka, 0,5 łyżeczki soli, 2 opakowania przyprawy do pierników. Ciasto wyrabiamy najpierw łyżką później ręką. Cała masa jest dość kleista, ale to nie szkodzi. Przekładamy do miski (glinianej) i odstawiamy w chłodne miejsce na 3 tygodnie. Na tydzień przed świętami piekę 3-4 placki piernikowe i przekładam powidłami śliwkowymi. Smaruję polewą czekoladową. W tym roku zrobiłam ciasto z półtorej porcji, ponieważ chcę upiec pierniczki.


wtorek, 19 listopada 2013

Imieniny

Dziś są imieniny Eli, mojej od kilku miesięcy nowej znajomej. Chciałabym powiedzieć o niej przyjaciółka, ale trochę się boję zapeszyć. Ostatnio coś nie wychodzą mi przyjaźnie. Ela to trochę inna "bajka". Jest emerytowaną polonistką. Potrafi słuchać, potrafi doradzić, nie ocenia. Ma bardzo silny "kręgosłup"moralny. Bardzo się cieszę, że być może niedługo będzie mieszkać w mojej wsi.
Wiem, że w moim wieku za późno na szukanie nowych przyjaźni, ale tak mi brakuje mądrych pogaduszek. Moja jedyna przyjaciółka została daleko stąd. Spotykamy się raz do roku. Częściej rozmawiamy przez telefon. To trochę mało.....


  Ten bukiet przesyłam dla mojej " starej" i być może nowej przyjaciółce....

sobota, 16 listopada 2013

Kwaśnica- dobra na jesienną aurę

Zaczęła się pogoda typowo listopadowa. Jest smutno, buro i ponuro. Chłodne i wietrzne dni wymagają rozgrzewającej strawy. Mój przyjaciel pochodzi z okolic Starego Sącza, a więc musiałam się nauczyć gotować niektóre góralskie potrawy. Kuchnia górali jest dość ciężko strawna, ale jaka pyszna. Kiedyś gotowałam normalny kapuśniak, teraz tylko kwaśnicę. 
Oto przepis:
Około 60 dkg mięsa wieprzowego, pokrojonego w kostkę, obsmażam na smalcu. Dodaję pokrojoną też w kostkę 1 dużą cebulę i chwilę duszę. Wszystko przekładam do garnka, dolewam ciepłej wody i gotuję około 15 min. W tym czasie kroję 60 dkg kiszonej kapusty i dodaję do mięsa. Dorzucam liść laurowy, ziele angielskie i kilka ziarenek czarnego pieprzu. Gotuję do chwili gdy mięso i kapusta będą miękkie. Z 2 łyżek masła (może być klarowane) i z 2 łyżek mąki robię na patelni zasmażkę i dodaję ją do zupy. Dosypuję 2 łyżki roztartego majeranku, sól i pieprz według uznania. Kwaśnicę chwilkę jeszcze gotuję. Odstawiam i dodaję 2-3 łyżki dobrej śmietany. To dzięki niej smak tej zupy jest taki rewelacyjny. Do kwaśnicy można dodać na osobnym talerzu przesmażane ziemniaki, czyli grule, lub pajdę razowego chleba. Po zjedzeniu talerza takiej kwaśnicy nie straszne listopadowe pluchy.....


     

czwartek, 14 listopada 2013

Rocznica urodzin

Data 14 listopada od kiedy pamiętam, była dla naszej rodziny bardzo ważna, ponieważ 102 lata temu w małej wsi na Wileńszczyźnie, w wielodzietnej rodzinie  urodził się mój Tato.
Życie Taty było ciekawe i burzliwe. Zawsze był wielkim patriotą. Jego autorytetem był przez całe życie Józef Piłsudski, a w późniejszym czasie Jan Paweł II. W 1957 roku namówił Mamę i wyjechaliśmy ze ZSRR do jego ukochanej Polski. Na Dolnym Śląsku znalazł nam dom. Dzięki jego pracowitości nigdy nie brakowało nam chleba, a i o strawie duchowej nie zapominał. To on nauczył mnie i mego brata kochać książki. Wieczorami czytał nam Sienkiewicza, Mickiewicza, Prusa i Żeromskiego. To były piękne chwile. Był "złotą rączką". Potrafił zrobić zamek do drzwi taki, że nikt oprócz niego nie mógł otworzyć. Zrobił wiele mebli.
U znajomego księdza naprawiał organy. Był doskonałym kierowcą. 
Miał też i swoje wady. Musiało być wszystko po jego myśli. Ale nie lubił krętaczy i kłamczuchów. W jego urodziny było święto. Tato ubierał się elegancko i czekał na życzenia.
 To był fajny czas. Któregoś roku dostał w prezencie reprodukcję Kossaka "Piłsudski na kasztance".
 Od tamtego czasu w jego pokoju na ścianie wisiał obraz na polskiej fladze, a nad obrazem nasze godło.
Tato nie żyje od 10-u lat.... 





   

poniedziałek, 11 listopada 2013

Nasze Święto



Kochani Polacy! Pozdrawiam wszystkich Rodaków, którzy czytają tego bloga. Życzę, by Wolność, którą wywalczyli 95 lat temu nasi przodkowie, nigdy nie została zaprzepaszczona. Bądźmy wierni biało- czerwonej gdziekolwiek jesteśmy!

sobota, 9 listopada 2013

Makaron domowy

Od paru dni mam " doła", a to za sprawą mojej głupiej otwartości.  Muszę zweryfikować swój stosunek do niektórych znajomych i coś zmienić w relacjach z nimi. Spróbuję mieć więcej dystansu. Pewnie się to nie uda, a na razie zrobię domowy makaron, bo znów go zapomniałam kupić. Przynajmniej się wyżyję!
Oto przepis:
20 dkg mąki pszennej, 2 jajka, 2 łyżki oleju, łyżeczkę soli- to wszystko wymieszać i zagnieść dość twarde ciasto. Zagniatać około 5 min. Podzielić na 3 części. Każdą cieniutko rozwałkować. Rozłożyć na papierze śniadaniowym, żeby się trochę podsuszyło. Później kroimy tak, jaki makaron jest nam potrzebny. Dziś potrzebowałam makaronu typu łazanki. Po ugotowani wymieszałam go z ugotowaną wcześniej kiszoną kapustą z kiełbasą i grzybami. Mój przyjaciel bardzo to danie lubi.... 



poniedziałek, 4 listopada 2013

Sernik na zimno

Na przyjazd dzieci z miłym prezentem, przygotowałam trochę przysmaków. Były trzy rodzaje pierogów: ruski, z grzybami i kiszoną kapustą oraz litewskie pielemieni ( z mięsem), zupa ogórkowa, no i na deser rogaliki i pyszny sernik na zimno. Wszystkim wszystko smakowało. Talerze po obiedzie były puste, goście ledwie się ruszali.To bardzo cieszy gospodynię.
Przepis na ten sernik dostałam od mojej znajomej z Dolnego Śląska.  Bardzo ją sobie cenię. Jest bardzo dobrym człowiekiem i świetną kucharką. Swego czasu była dla mnie wielkim autorytetem. Teraz niestety, z powodu odległości kontaktujemy się tylko telefonicznie.
Oto przepis:
1 kostkę masła utrzeć z 1,5 szklanki cukru pudru, dodać stopniowo 4 żółtka. Ucierając dodać 1 kg zmielonego sera (dodałam taki w kubełku z wanilią). 1 żelatynę (50 g) zalewam 
1 szklanką gorącego mleka (ale nie wrzątku). Rozpuszczam ją dokładnie i wystudzoną wlewam do sera. Szybko mieszam i przekładam na wyłożoną biszkopcikami tortownicę. Wstawiam do lodówki, a w międzyczasie przygotowuję galaretkę. Do dżemu z brzoskwiń dodaję rozpuszczone w 1 szklance  gorącej  wody, dwie galaretki brzoskwiniowe, mieszam i wylewam na sernik. Znów wstawiam do zastygnięcia w lodówce. Ten sernik na zimno naprawdę jest dobry gdy jemy go z filiżanką dobrej kawy w miłym towarzystwie......No może nie tylko.....  






















sobota, 2 listopada 2013

Miły prezent

Od dwóch miesięcy na moim ranczu jest trochę smutno. Bardzo brakuje mi mojego puszystego przyjaciela, czyli Inki. Moja wnuczka ilekroć u nas była, bardzo mnie wspierała. Wczorajsza wizyta była zapowiedziana już wcześniej. Mieli przyjechać tylko na obiad, po drodze od rodziców synowej. No i zajechali.....z  kotem. A właściwie z małym puszystym kociakiem, szarą kuleczką. Wnuczka postanowiła nam zrobić prezent. Co tu dużo mówić : nastąpiła miłość od pierwszego wejrzenia. Szczerze jej za to dziękuję. Kotek Puszek (tak go nazwał wnuk) zawojował nasze serca. Mój przyjaciel, który nie chciał kota, bo twierdził, że ja za bardzo przywiązuję się do zwierzaka i, że go ubezwłasnowolniam , został zupełnie zawojowany. W naszym życiu zaczyna się era Puszka. Noc kotek spędził w łóżku przyjaciela, który kiedyś twierdził, że sypianie z kotem jest nie higieniczne. Jak to moja przyjaciółka Jadzia mówi, że kot wie kogo ma owinąć wkoło swojej malutkiej łapki. Właśnie przed chwilą przyjaciel  przyszedł do mojego pokoju i zabrał zabawkę kotka, bo Puszek się nudzi. Ha ha ha!!! Każdy musi mieć swojego kota.......Jak zrobię zdjęcie, to pokażę wszystkim jak wygląda nasz nowy lokator...   

piątek, 1 listopada 2013

Listopadowa zaduma

Święto Zmarłych w naszej kulturze i religii, to dzień powagi i zadumy. Przyzwyczaiłam się do ludzi, którzy w ciszy spacerują
alejkami między kolorowymi od kwiatów i świateł grobami. Moi bliscy zmarli pochowani są daleko. Jeszcze kilka lat wstecz jeździłam na ich groby. Teraz kiedy mam ogromne problemy z
poruszaniem się, została mi tylko modlitwa. Tutaj opiekuję się grobem poprzedniego właściciela mojego rancza. Jego rodzina też nie może dojechać. Moimi grobami zajmuje się moja przyjaciółka. Syn i córka jeżdżą na groby rodzin swoich teściów.
Myślę, że nie przyjmie się w Polsce zabawa przeniesiona z USA, kiedy to wszyscy przebierają się za diabły, wampiry i duchy. Bliżej nam do mickiewiczowskich "Dziadów". I niech tak zostanie!

poniedziałek, 28 października 2013

Szybki, smaczny torcik

Dziś skoro świt było jak w reklamie. Przyjaciel pyta mnie, czy pamiętam o imieninach sąsiada. A ja oczy w słup. No tak, "moja rodzona siostra to skleroza, ale dobrze, że bratem jest refleks". Siódma rano. Co robić?! Panika! Zaglądam do lodówki: prawie wszystko mam! Tak się złożyło, że sąsiad Tadeusz bardzo lubi ciasta z kremem. Utarło się już od paru lat, że w ramach prezentu dostaje od nas takie ciasto. Dobry biszkopt, o którym pisałam zrobiłam w pół godziny. Resztę w następne pół.
 O godzinie jedenastej byliśmy u Tadzia z życzeniami.
Kiedy biszkopt z 4 jajek się studził roiłam galaretkę z morelami i krem. Dżem morelowy (własnej roboty) mocno grzeję w mikrofalówce, dodaję galaretkę brzoskwiniową i dobrze mieszam. Jeszcze ciepły biszkopt smaruję gorącym dżemem , wstawiam do lodówki. W tym czasie robię krem. Pół litra 30% śmietany ubijam. Serek "mascarpone" ucieram z pół szklanki cukru pudru, dodaję pół szklanki ajerkoniaku i rozpuszczoną i wychłodzoną galaretkę (może być też brzoskwiniowa), na koniec delikatnie mieszam wszystko z ubitą kremówką. Na wystudzony biszkopt z dżemem wykładam krem, dokładnie wyrównuję i posypuję startą gorzką czekoladą. Tadeusz i jego żona Ewa byli mile zaskoczeni, ponieważ nic im nie mówiłam, że zrobię torcik. Nie mówiłam, bo sama nie widziałam. Oj, coraz gorzej z tą starością.... 







piątek, 25 października 2013

Piątkowe obiady

Jak każdego tygodnia w piątek serwuję dania jarskie, właściwie to cały dzień nie jemy mięsa. Do poszczenia w piątki przyzwyczaiła mnie moja Mama, i tak zostało po dziś dzień. Rodziny moich dzieci też mają piątkowe posty. Co piątek staram się wymyślić jakąś nową potrawę. Bardzo lubimy jeść ryby, więc dziś zaserwuję pulpety rybne w sosie pomidorowo- warzywnym, czyli jak kto woli po grecku (ciekawa jestem czy Grecy to znają). Rybę mam z wędkowania przyjaciela. Wszystkie małe rybki czyści on, ja zajmuję się dalszą obróbką. Jeżeli ryb jest dużo wkładam je do foliowych woreczków i pakuję  do zamrażarki.
Oto przepis:
0,5 kg małych ryb (z ościami) przekręcam maszynką do mielenia wraz z niedużą cebulą i dwoma ząbkami czosnku. Do masy dodaję jedno jajko, dwie łyżki kaszy manny, sól i pieprz cytrynowy. Dokładnie mieszam. Robię nieduże pulpeciki, obtaczam w mące pszennej i wrzucam na patelnię na gorący olej. Od czasu do czasu mieszam, a w międzyczasie robię sos.
Jedną średnią cebulę kroję w "piórka", kawałek (10 cm) pora w krążki, jedną marchewkę, pietruszkę i 1/4 selera ścieram na tarce z dużymi oczkami. Rozgrzewam w garnku olej, dodaję najpierw cebulę i por. Muszą się tylko zeszklić. Wrzucam resztę warzyw, ziele angielskie i liść laurowy.
Gdy się wszystko lekko poddusi dodaję jedną łyżkę pasty pomidorowej, sól, pieprz i trochę cukru. Dolewam trochę gorącej wody (jeżeli nie mam bulionu warzywnego). Sos musi być gęsty. Wkładam do niego podsmażone pulpety i duszę wszystko jeszcze jakieś 5 min. To danie można jeść na ciepło i na zimno. Nam smakuje z moim razowym chlebem.....





poniedziałek, 21 października 2013

Domowe wędliny

Od sześciu lat, czyli od czasu gdy zamieszkaliśmy z moim przyjacielem na Lubelszczyźnie, wyrabiamy swoje wędliny. Przyjaciel "złota rączka" wybudował od razu własną wędzarnię. Mięso kupujemy od znajomych gospodarzy ze wsi. Na pewno jest świeże, ale też jest taniej niż w sklepie. Przeważnie robimy szynki, baleron, kiełbasy. Robię też kaszankę i salceson. Na początku różnie to było. Może nie zawsze wszystko się udało, ale metodą prób i błędów doszłam do tego, że mogę teraz podzielić swoim doświadczeniem  w wyrobie wędlin. Kiedyś robiłam marynatę tzw. na mokro, czyli zalewę. Marynowało się to wszystko około 10 dni. To było dobre zimą. Latem mogło mięso się zepsuć. Teraz robię marynatę na sucho. Takie mięso nadaje się później i do wędzenia i do pieczenia lub tylko parzenia.
Oto przepis na kilogram mięsa np. szynki:
10 g soli do peklowania, 10 g soli kamiennej, pieprz, majeranek, czosnek. Ja daję dość dużo czosnku, który przeciskam praską. Czosnek ucieram z solą, dodaję resztę przypraw. Nacieram taką masą mięso i odstawiam na 5 dni do lodówki. Codziennie mięso obracam. Po marynowaniu ciasno obwiązuję bawełnianą nitką.
Potem już dalej piekę,wędzę lub parzę. Ostatnio zrobiłam szynkę parzoną. Mam dobry sposób. Mięso, które zostało obwiązane wkładam do grubego, foliowego woreczka. Woreczek mocno zawiązuję i wkładam do garnka z zimną wodą. Doprowadzam wodę do wrzenia, zmniejszam płomień, żeby mięso tylko się parzyło przez 1 godzinę na 1 kg mięsa. Po tym czasie garnek odstawiam, żeby się dobrze ostudziło. Wychłodzone mięso wkładam do lodówki, żeby sklęsło. Odwijam ze sznurka dopiero na drugi dzień. Mięso jest naprawdę dobre, tak oceniła moja rodzina...





  

czwartek, 17 października 2013

Książka, którą warto przeczytać

W poniedziałek, wraz z moją zaprzyjaźnioną polonistką Elą, zostałam zaproszona na południową kawkę do do mojej mentorki od książek i internetu. Dom ma piękny. Pomimo, że duży, daje uczucie przytulności. Spotkanie było fajne, ponieważ my we trzy "nadajemy" na tych samych falach. Każda z nas lubi dom, gotowanie i dobrą literaturę. W trakcie naszych pogaduszek o różnych "ważnych sprawach wagi światowej", zaczęłyśmy mówić o zdrowej żywności. Temat rzeka. Małgosia przedstawiła nam nową książkę p.t." Kuchnia i medycyna"- Ireny Gumowskiej i Juliana Aleksandrowicza. Pozwoliłam sobie ją pożyczyć. Bardzo dobrze napisana książka. Czytam ją jak jakieś romansidło. Pomimo tego, że jestem pielęgniarką, o wielu rzeczach albo nie wiedziałam, albo zapomniałam. Postanowiłam parę spraw przemyśleć i trochę zmienić swoją dietę. W moim wieku będzie trudno tak całkiem odejść od swoich przyzwyczajeń i nawyków, ale małymi kroczkami......  
Od dziś nie słodzę, a zamiast słodyczy wprowadzam do diety rodzynki i suszone owoce. No i koniecznie będę jadła orzechy.A jak będzie dalej zobaczymy....





niedziela, 13 października 2013

Przepis na dobry biszkopt

Kilka tygodni temu, serfując po internecie, weszłam na stronę o tortach. Okazało się, że pisze o ich wystroju moja znajoma z poprzedniego życia. Agnieszka sześć lat temu kupiła mój dom. Na swoim blogu pokazuje, jak można pięknie udekorować torty na różne okoliczności. Byłam pod ogromnym wrażeniem. Postanowiłam, że napiszę maila z gratulacjami. Aga na drugi dzień odpowiedziała. List był bardzo miły. Pisze ona, że ja przyczyniłam się do jej sukcesu. Przypomniała mi, że kilka lat temu dałam jej przepis na biszkopt. Bardzo mnie cieszy, że komuś w czymś pomogłam.
Oto ten przepis:
Ubić 4 białka z 1 szklanką cukru, w drugiej misce na 4 żółtka wsypać 1 łyżeczkę proszku do pieczenia i wlać 1 łyżkę octu 10%. Ubić łyżką do chwili podwojenia masy i przełożyć ją na ubite białka. Delikatnie wymieszać. Wsypać przesianą 1 szklankę mąki. Znów delikatnie zamieszać. Wyłożyć na posmarowaną tortownicę. Piec w 160 st. przez około 25 min. Ten przepis jest na małą tortownicę. Ja piekę duże torty, więc podwajam proporcje lub potrajam. Ten biszkopt zawsze się udaje. A potem wychodzą takie piękne torty, jak ten Agnieszki, którego zdjęcie pozwoliłam sobie ściągnąć z jej bloga tortyagnieszki.blogspot.com......





piątek, 11 października 2013

Zielone jedzonko

Każdego roku o tej porze zajadam się kalafiorami i brokułami. Jest to najlepsza pora, ponieważ warzywa te są czyściutkie, bez dodatków (gąsienic). Zawsze jadłam je z bułką tartą przesmażoną na maśle. Tym razem spróbowałam zrobić w cieście. Jest to ciasto uniwersalne, ponieważ używam go i do ryb ido mięs. Nauczyła mnie tego przepisu moja Mama, która w tym cieście smażyła na wigilię śledzie.
Oto on:
Dwa żółtka wymieszać z dwoma łyżkami gęstej śmietany dodać dwie kopiaste łyżki mąki pszennej. Dobrze wymieszać mikserem. Jeżeli jest jest za gęste dodać śmietany, jeżeli za rzadkie mąki. Dwa białka ubić z solą, wymieszać z ciastem. Dodać według uznania przyprawy. Na koniec wlać dwie łyżki oleju. Proporcje tego ciasta można zwiększyć, w zależności od ilości warzyw lub innych produktów, które będziemy w nim smażyć. 
Kalafiory lub brokuły dzielimy na cząstki, wrzucamy na osolony wrzątek na 3 minuty. Wyjmujemy, osuszamy i studzimy. W głębokiej patelni rozgrzewamy olej i wkładamy porcjami namoczone w cieście warzywa. Smażymy na złoty kolor. Wiele lat temu kiedy moja córka chciała zostać wegetarianką, byłam przerażona, czym będę ją karmić. Oczywiści wtedy wybiłam jej to z głowy. Teraz mając różnorodność warzyw i przepisów, kto wie może bym się zgodziła.....


  

niedziela, 6 października 2013

Prawa natury

Kiedy przychodzi październik dopadają mnie różne filozoficzne myśli. Patrząc jak Natura Matka wraz ze zmianą pór roku, zmienia wystrój krajobrazu, porównuję to do życia człowieka. Jak że piękny i świeży jest świat wiosną, kiedy wszystko rusza do nowego życia. Tak samo jest z człowiekiem. Jesteśmy pełni zapału. Pokonujemy wszelkie trudności, jak rośliny, którym nie straszne burze ani wiatry. Rodzimy i wychowujemy dzieci. Wchodzimy w czas stabilizacji, czyli w naturze w lato. Mamy jako tako ułożone życie. Raz nam wiatr w oczy wieje, raz nam słoneczko przypieka, ale jak te rośliny mocno trzymamy się swoich korzeni. Powoli zaczynamy zbierać owoce naszych poczynań, czyli dopada nas jesień życia. Fajnie jest kiedy te owoce cieszą, są zdrowe i dorodne. I w takiej jesieni jestem ja.
Cieszę się ze swoich owoców życia. Żadna burza nie złamała mnie. Zimy nie lubię, ale myślę, że trzeba ją będzie godnie przeżyć....



poniedziałek, 30 września 2013

Na grzyby, a może na ryby....

Mimo chłodnych nocy, nastąpił nareszcie wysyp grzybów i....grzybiarzy. Mój przyjaciel ma dwie pasje: ryby i grzyby. Dzieli je sprawiedliwie. Rano idzie na grzyby po południu jedzie na ryby. Wraca z obu wypraw "z tarczą" czyli z pełnymi rękoma.
 O grzybach pisałam. Teraz czas na ryby. Ostatnio złowił parę ładnych szczupaków. Bardzo lubię jeść ryby. Tym razem postanowiłam zrobić szczupaka w zalewie octowej. Będzie na zaś, jak znalazł w ponury dzień w zimie.



Oto jak go zrobiłam:
Szczupaka obsprawiam, filetuję, doprawiam do smaku solą i pieprzem. Odstawiam na kilka godzin, żeby przeszedł przyprawami. W tym czasie kroję dużą cebulę w piórka i podduszam na klarowanym maśle. W drugim garnku robię zalewę octową, trochę mocniejszą niż do grzybów 1:3, dodaję ziele, liść laurowy, sól i cukier. Soli dodaję do smaku, bo ryba też jest solona. Cukru musi być tyle, żeby ocet nie wykręcał na "gęby".Obtoczoną w mące rybę smażę na złoty kolor na oleju.
Filety wkładam do litrowych słoików, przekładając cebulą. Zalewam gorącą marynatą, zakręcam słoiki i czekam aż wystygną.
Chłodne wkładam do lodówki i zapominam na jakieś 3-4 tygodnie. Ryba będzie pyszna, wszystkie ości miękkie. Do takiej zalewy nadają się wszystkie gatunki ryb...


poniedziałek, 23 września 2013

Jesienna drożdżówka- czyli leniwiec ze śliwkami

Od wczoraj poprawiła się aura, więc i nastrój jak barometr poszedł do góry. Wczoraj odwiedziłam sąsiadów z "tajemniczego ogrodu". Znów się nim zachwyciłam. Jesienne barwy potęgują urodę tego miejsca. Pod modrzewiami wysypały się żółciutkie maślaki. Pani polonistka, czyli po prostu Ela, pozwala im się  panoszyć nie do jedzenia, lecz dla urody.Ta wizyta, u tych przemiłych romantyków naładowała moje życiowe akumulatory. Dziś, gdy wstałam rano i zobaczyłam piękny wschód słońca, miałam już plan na cały dzień. Nie zdenerwowali mnie nawet moi sąsiedzi, którzy odmówili wspólnego wyjazdu na zakupy. No cóż, każdy ma swoje plany. Dziś będę wybierać z ogródka pozostałą marchew i pietruszkę. Część marchwi, ponieważ nie mam piwnicy, mam już z blanszowaną i zamrożoną w zamrażarce. No, dość tych dewagacji, przechodzę do przepisu ciasta drożdżowego. Jest ono niedrogie i nie pracochłonne. Piekę je na dość dużej blaszce.
Do miski kruszymy 10 dkg drożdży, posypujemy 1 szkl. cukru, zalewamy 1 szkl.oleju oraz 3/4 szkl. mleka. Wlewamy 5 rozkłóconych jajek. Wszystko zasypujemy 4,5 szkl. mąki wymieszanej z 1 łyżeczką proszku do pieczenia. Odstawiamy na  2 godziny. Ciasto dokładnie mieszamy łyżką, wykładamy na blachę, układamy owoce ( w tym przypadku śliwki). Możemy posypać kruszonką. Ciasto wkładamy do zimnego piekarnika. Pieczemy w 180 st. przez około 60 min. To ciasto jest naprawdę dobre, nawet po kilku dniach. Właśnie je jem, zapijając pyszną poranną kawusią.....





sobota, 21 września 2013

Pikle z rancza

Od prawie tygodnia mamy wysyp (choć na razie niewielki) grzybów. Przyjaciel chodzi codziennie. Przynosi różne grzybki. Najwięcej jest młodych podgrzybków i zajączków. Jest też kilka prawdziwków. Dużo grzybów suszę, zrobiłam kilka słoików marynowanych podgrzybków. W tym roku po raz pierwszy zrobiłam pikle grzybowo- warzywne. Przepis dostałam od sąsiadki. 
Około kilograma podgrzybków umyć i obgotować w osolonym wrzątku przez 15 min. ostudzić.
Pół kilo mały małych cebulek i 2 główki czosnku obrać, 
 3 kolorowe papryki oczyścić z nasion i pokroić w paski. Zagotować 3 szkl. wody z 1 szkl. 10% octu, dodać 4 łyżki cukru, sól do smaku, 2 liście laurowe, po 10 ziarenek pieprzu i ziela angielskiego, łyżeczkę gorczycy. Warzywa z grzybami ułożyć w słoikach, zalać zimną zalewą, zakręcić i pasteryzować przez 15 min.
 Zimą sprawdzę czy są dobre. Żartowałam, już próbowałam i bardzo mi smakowały...



środa, 18 września 2013

Przesilenie letnio-jesienne

Od kilku dni pogoda nas nie rozpieszcza. Jest dżdżysto, buro i ponuro. Mam "doła", przyczepiła się do mnie jesienna depresja. Co dzień rano nie chce mi się wstać z łóżka. Wiem, że mi to przejdzie jak zwykłe przeziębienie, ale jest to bardzo męczące. Dziś zadzwoniła córka i też skarżyła się na złe samopoczucie. Myślę, że wszystkich nas dopadło przesilenie. Mój przyjaciel ma na to receptę (bo jego też brało), trzeba wstać, wypić kawę i wyruszyć do lasu. Wczoraj przyszedł mokry, ale uśmiechnięty. Przyniósł 8 podgrzybków i powiedział, że jego chandra się skończyła, bo od jutra zaczyna się w naszym lesie grzybobranie. Faktycznie, dziś z porannego zbierania przyniósł około setki ślicznych podgrzybków, a z popołudniowego niewiele mniej. Też chciałabym pójść, ale niestety mam problem z chorym kolanem. Zostanie mi więc obróbka grzybów, no i oczywiści jedzenie. Może jutro wymyślę jakiś przepis z grzybami w tle...

.

niedziela, 15 września 2013

Nutelka po polsku

Kocia nie wróciła... Widać ten jej świat jest bardzo duży, ciekawy i daleki. A mój świat toczy się dalej bez niej. Szkoda.....
Dalej robię przetwory. Wczoraj zrobiłam powidła śliwkowe z dodatkiem gorzkiej czekolady i kakao. Smakują jak nutella.
Oto przepis:
3 kg śliwek węgierek wypestkowałam, wrzuciłam do dużego garnka podlałam szklanką wody i wstawiłam do piekarnika na
2 godziny w 180 st. Około pół godziny przed końcem smażenia dodałam około 1 kg cukru (może być mniej). Trzeba starannie wymieszać, żeby śliwki zupełnie się rozpadły. Dodać 2 czekolady gorzkie i 2 łyżki ciemnego kakao. Znowu dobrze wymieszać. Przełożyć do słoików i zawekować przez 15 min. Powidła lub jak kto woli nutella będą  smacznym dodatkiem do rogalików i naleśników. Jutro się zmierzę z gruszkami, kto wie co z nich zrobię....

środa, 11 września 2013

Kocie smuteczki

Od pięciu dni moje serce płacze. Moja ukochana kotka Inka zaginęła. Mieszkała u nas od 4 lat. Zawsze w moim rodzinnym domu były jakieś zwierzęta. Gdy zaczęłam prowadzić własny, też zawsze kręcił się pod nogami kot lub pies. Lubię przyrodę, kocham zwierzęta. Gdy przyjechałam na moje ranczo, przywiozłam ze sobą jamnika Kajtka. Niestety, nie spodobał się sąsiedzkim psom i przepłacił życiem. Po roku przyniosłam do domu małą, szarą kulkę. Inka to bardzo mądra kotka, potrafi wyczuć moje nastroje. Piszę o niej jakby była, ponieważ moja przyjaciółka napisała mi w esemesie, że ona tak na chwilkę poszła w cały świat. Muszę się jakoś pozbierać.......
 

poniedziałek, 9 września 2013

Jesienny przysmak- szarlotka

W poprzednim tygodniu nie dałam rady zasiąść przed komputer, zbyt wiele miałam absorbujących zajęć i spotkań.
Po pierwsze mam w dalszym ciągu przetwórstwo owocowo-
warzywne, czyli co urosło w ogrodzie i sadzie teraz trzeba zawekować, wysuszyć, zamrozić. Praca od świtu po zmierzch, no może nie aż tyle (trochę przesadzam) . Szóstego września przypadają moje urodziny. Bardzo lubię ten dzień, jest to tylko moje święto- nigdy nie ukrywałam swojego wieku. W tym roku świętowałam przez 3 dni. Córka zorganizowała mi wyjazd do Lublina na Europejski Festiwal Smaków. Pogoda piękna, mnóstwo straganów z różnymi smakołykami prawie z całej Europy. Byłoby jeszcze lepiej, gdyby kosztowały trochę mniej. Córka z synem zaprosili mnie na obiad w restauracji przy rynku. Dobrze jest trochę odpocząć od garnków. Po spacerze pojechaliśmy do córki na uroczystą kolację z winem. Miałam mnóstwo telefonów od rodziny i przyjaciół. Do domu przyjechałam z córką i jej dwójką łobuziaków dopiero w sobotę po południu. W niedzielę znów zjazd rodzinny, więc szybko przygotowała jakieś ciasto. Tym razem nie był tort, ale zwykła szarlotka. Ciasto zrobiłam wcześniej i odłożyłam do lodówki. A oto przepis:
3 szkl. mąki zmieszać z 5-oma łyżkami cukru, cukrem waniliowym i 3 łyżeczkami proszku do pieczenia. Dodać 1 kostkę margaryny, 5 żółtek i 1 sporą łyż. smalcu. Zagnieść ciasto i wstawić do lodówki (nawet na kilka dni). 
Do szarlotki najlepsze są jabłka antonówki. Daje ich dużo ( 2 kg).  Obieram, kroję w ósemki i krótko duszę z cukrem i cynamonem- do smaku. Do wystudzonych jabłek dodaję 2 galaretki cytrynowe. Połowę ciasta ścieram na tarce (na dużych oczkach). Posypuję bułką tartą, przekładam jabłka, 5 białek ubijam z 1 szkl. cukru i 2 łyżkami mąki ziemniaczanej. Białka układam na jabłka i posypują drugą połową ciasta. Wstawiam do nagrzanego do 180 st. pieca. Piekę około 45 min. Po wystudzeniu oprószam cukrem pudrem. Ciasto wyszło dobre. Spotkanie rodzinne było jak zwykle miłe. Życie toczy się dalej.....    

wtorek, 3 września 2013

Domowy smalczyk



Letnio- jesienny poranek na mojej ganku. Zadumałam się nad
szybkością przemijania czasu. Tak niedawno cieszyłam się
urodą majowego wschodu słońca, a dziś już wrześniowy
poranek. Wczoraj moja ukochana mentorka od książek i 
komputera nareszcie wbiła mi do głowy, jak można ożywić mojego
bloga. No i mamy zdjęcie widoku z mojego ganku.
Każdą swoją nowo nabytą umiejętnością bardzo się cieszę.
W moim wieku biegle poznać możliwości komputera to dość trudne zadanie. Ale powoli, powoli spróbuję się nauczyć jak 
korzystać z dobrodziejstw techniki.
Dziś chcę zrobić nasz ulubiony domowy smalec. Robię go 
hurtowo, bo cała rodzina  nim się zajada {nawet mój siedmioletni
 wnuk}.
0,5 kg słoniny, 0,5 kg surowego boczku, 0,5 kg wędzonego
boczku lub podgardla kroję w kostkę. Wysmażam, ale żeby 
skwarki nie były twarde. W czasie smażenia kroję jedną dużą
cebulę, lekko ją solę, wrzucam do wytopionego smalcu.
Dalej całość się dusi. Kroję w drobną  kostkę nieduże, kwaśne
jabłko i 2-3 ząbki czosnku. Dodaję do smalcu i smażę jeszcze 
przez jakieś 3 min. Wyłączam gaz i dopiero teraz wsypuję
roztarty majeranek i pieprz do smaku. Gdy lekko przestygnie
rozlewam do glinianych pojemników lub słoiczków.
Smalec smakuje z razowym chlebem i kiszonym ogórkiem....
  



sobota, 31 sierpnia 2013

Wściekła babka

Dziś niedziela 1-go września. Smutna data.
Jestem pokoleniem powojennym, nie wiem co się przeżywa
gdy na głowę lecą bomby. W naszym zakątku Europy od 74 lat panuje pokój. I niech tak zostanie! Niech każdego roku matki
spokojnie idą 1 września ze swoimi pociechami do szkoły.
Poczucie bezpieczeństwa jest potrzebne do życia jak 
powietrze. Gdy rozpoczyna się rok szkolny, myślę o jesieni.
Lubię ją. Lubię jej kolory i zapachy. Nawet gdy robi się szaruga
jesienna. Jak fajnie siedzieć przy buzującym ogniem piecu,
pić pachnącą malinami i miodem herbatę i jeść np."wściekłą
babkę". Dlaczego wściekła? Bo wściekle dobrze smakuje i wściekle szybko się robi:

4 jajka utrzeć z 1,5 szkl. cukru, dodać 1 słoik dżemu najlepiej
z czarnej porzeczki, 2 łyżki kakao, 4 szkl. mąki pszennej,
2 łyżeczki proszku do pieczenia, 2 łyżeczki sody, pół łyżeczki
cynamonu, 1,5 szkl, mleka i na koniec 1 szkl. oleju. Dobrze wymieszać. Wstawić do nagrzanego do 180 st. piekarnika.
Piec około 45 min. Polać polewą lub lukrem z cytryną.
Szybkie ciasto i dobre. Znajoma powiedziała, że ma pod sobą 
wszystkie babki. Wiadomo, wściekła babka......

środa, 28 sierpnia 2013

Chleba naszego, powszedniego...

Od chwili kiedy przyjechałam na Lubelszczyznę, poszukuję
nowych {starych} smaków. Szukam starych przepisów przede
wszystkim na chleb. Jest to trudne, ponieważ tutejsi ludzie
nie pamiętają. Dziwią się czemu głowę zawracam im i
sobie, kiedy można kupić chleb sklepie. Faktycznie można
i to jaki się chce. Ale co to jest za chleb! Kruszy się, pleśnieje
i nie zawsze jest smaczny. Wypróbowałam już wiele przepisów.
Jeden nawet umieściłam w moim blogu. Od kilku tygodni
wypróbowuję nowy, który opracowałam sama {metodą prób i
błędów}. Jest to chleb razowy, który od dzieciństwa bardzo
lubię. 

Pamiętam jak z moim Tatą podkradaliśmy sobie 
kromki czarnego, litewskiego chleba {pyszny}, który Mama 
przywiozła z Wilna. Najlepiej smakował z grubo posmarowanym
masłem. Bardzo żałuję, że ich już nie ma, bo mogliby ocenić
mój chleb.
Robię ten razowiec na bazie mąki "3 zboża" firmy "Lubella",
ale myślę, że można ją zastąpić w równych proporcjach mąką
pszenną razową i żytnią razową {bez orkiszowej}.
Oto przepis na jeden chleb:
50 dkg mąki j.w. wymieszać z 0,5 szkl. otrąb pszennych,
z 0,5 łyżki soli. Dodać zakwas, który zawsze odkładam z poprzedniego pieczenia i odrobinkę drożdży {szybciej rośnie i nie
jest kwaśny, jest za to pulchniejszy}. Całość mieszam z pół litrem
ciepłej wody. Ciasto odstawiam na jakieś 3 godziny w ciepłym
miejscu. Po wyrośnięciu jeszcze raz mieszam i 3 łyżki odkładam
na zakwas. Do pozostałego ciasta dokładam różne ziarna:
2 łyżki słonecznika, 1 łyżkę sezamu, 1 łyżkę pestek z dyni i 
zagotowane i wystudzone 2 łyżki siemienia lnianego {z pół szkl.
wody}. Dodaję również po dwie łyżki mąki pszennej{typu 650}
i mąki zwykłej żytniej {po to, żeby zagęścić ciasto}. Dodaję też
pół łyżki pieprzu ziołowego, staropolskiego {można go kupić na targu}. Dobrze wymieszać.Przełożyć do wysmarowanej olejem, 
podłużnej blachy. Odstawić do wyrośnięcia na około 1 godz.
 Piec w nagrzanym do 190-200 st. piekarniku.
Wystudzić i jeść z dobrym, świeżym masłem. Pychaaaa!
Smacznego!!!!!!!!!










wtorek, 27 sierpnia 2013

Odwiedziny

Wczoraj wieczorem zadzwonił mój syn i zapowiedział swój
przyjazd ze swoją młodszą latoroślą. Bardzo cieszymy się
na te odwiedziny. W poprzednim tygodniu była córka ze swoimi łobuziakami, a dziś dalszy ciąg odwiedzin. Bardzo kocham 
swoje dzieci, ale dziś rano gdy przygotowywałam ulubione
ciasto mojego syna, doszłam do dziwnych wniosków.
Córka jest mi potrzebna do życia jak powietrze, woda i chleb,
a syn jest moją "wisienką" na torcie mojego życia, a przecież 
kocham ich jednakowo.
Zebrałam się w sobie i wcześnie rano upiekłam dla syna
babkę pt."zebra".Jest to ciasto szybkie i dobre {może długo
postać}:

5 całych jajek miksuję z 1,5 szkl. cukru i cukrem waniliowym,
dodaję 2,5 szkl. mąki tortowej z 3 łyżeczkami proszku do pieczenia. Dalej miksując dodaję 1 szkl. zimnej wody i na koniec
1 szkl. oleju. Dzielę ciasto na 2 równe części. Do jednej
dodaję 0,5 szkl. mąki, a do drugiej 2 łyżki kakao.
Na środek długiej blachy lub tortownicy {27cm} wlewam
po 2 łyżki na przemian białego i ciemnego, aż się skończy.
Wstawiam do nagrzanego piekarnika {180 st.}, piekę około
1 godz. Po ostygnięciu polewam lukrem z cytryną.
Dla synowej upiekłam jej ulubiony razowiec z ziarnami
{znów mam nowy- już sprawdzony przepis}, ale o nim napiszę
następnym razem....

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Dożynki, dożynki, spotkania......

Miałam napisać na następny dzień, no, ale cóż nie miałam 
czasu nawet zaglądnąć do laptopa. Konia robiłam 4 dni.
Chwilami myślałam, że porwałam się z motyką na słońce.
Musiałam zmienić konia na biegunach na konia wiejskiego,
pociągowego, ale tak, żeby później dzieci jeszcze miały z tego
pożytek. Na początek trzeba było odkręcić płozy i zabezpieczyć
konia od zniszczeń, czyli zapakować go w folię i obwiązać
sznurkiem. Dalej to był istny horror. Na folię kleiłam karteczka
po karteczce papier toaletowy.Za klej posłużyła mi papka
mączna. Na drugi dzień na pancerz, jaki po wyschnięciu 
zrobił się na koniu, kleiłam ziarna nieoczyszczonej gryki.
Przyklejałam ziarenka klejem stolarskim.Wyszło dobrze.
Przez pozostałe dni poprawiałam. Córka, która zjawiła się w międzyczasie, dorobiła koniowi uszy ze słomy i oczy z pestek
od śliwek. Doczepiono ogon i grzywę ze słomy. Na koniec
zaprzężono do wozu, który był piękni wypleciony przez
moje sąsiadki. Na wozie siedział chłop. Końcowy efekt był
piorunujący.
Wczoraj były dożynki. Pogoda piękna, ludzi dużo, atmosfera
sympatyczna. Po Mszy Św. nastąpiło rozstrzygnięcie konkursu
na wieniec dożynkowy. Jak to powiedział wójt "prawie jednogłośnie" zwyciężył nasz koń. Była nagroda pieniężna i
możliwość zaprezentowania się z naszym niekonwencjonalnym
wieńcem na dożynkach powiatowych. Dodam, że było zrobionych
6 wieńców.
Tak sobie myślę, że wsiąkłam w ten krajobraz wiejski całkowicie 
i nieodwołalnie. I jest mi z tym bardzo dobrze.
Po oficjalnych wystąpieniach zaczęła się zabawa, która trwała
do białego rana.
Ja z przyjacielem zostaliśmy zaproszeni do gospodarzy
"tajemniczego ogrodu", który sąsiaduje z błoniami, gdzie odbywała się impreza. Było bardzo miło, dołączyła do nas moja przyjaciółka z biblioteki z mężem. Dawno nie czułam się tak dobrze.
Moja decyzja wyjazdu na wieś, jest chyba najlepsza jaką 
podjęłam przez całe swoje życie...... 










poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Nowe wyzwanie

Od dwóch miesięcy wiem, że w mojej maleńkiej wsi odbędą
się gminne dożynki. Mnie to ucieszyło, bo nareszcie ludzie
ze wsi będą się musieli zaangażować w przygotowania.
Prawda jest taka, że w obecnym zagonionym świecie, nikt
nie ma czasu na pracę na rzecz wspólnoty. Smutne to, ale 
bardzo prawdziwe. Jedną z ważniejszych rzeczy jakie trzeba
zrobić na dożynki, to przygotować coś na kształt wieńca
dożynkowego. Piszę, że coś na kształt, ponieważ w przypadku naszej wsi ustaliliśmy, że będzie to koń zaprzężony w wóz
z darami, które daje nam Matka Ziemia. Poprzeczkę ustawiliśmy
dość wysoko. Ale dla chcącego nie ma nic trudnego.
Panie ze wsi i te starsze i te młodsze zajęły się wozem.
Ja postanowiłam "rozprawić" się z koniem.
O wyniku moich artystycznych poczynań poinformuję jutro.
Kto wie, może uda mi się wstawić zdjęcie konia.
Zobaczymy......

sobota, 17 sierpnia 2013

A mnie jest szkoda lata........

I znów wstałam bardzo wcześnie, tym razem obudził mnie
znajomy przyjaciela. Wybierają się razem na ryby nad Wieprz.
Już nie zasnę, więc biorę kawę, wychodzę na ganek i......
poczułam na sobie powiew zbliżającej się jesieni.
Jeszcze liście są zielone, jeszcze jaskółki szczebioczą, jeszcze
w południe piękne słońce i upał, a czuję przez skórę, że
trzeba kończyć zamykanie w słoiki "letnich uśmiechów",
czyli wekować owoce i warzywa. Właściwie, to już niewiele
z tej pracy zostało. Muszę już tylko zamarynować paprykę,
zrobić przecier z pomidorów, odparować soki z późnych
malin i ewentualnie {jeżeli się pokażą} ususzyć i zawekować
grzyby. W swojej szafie-spiżarni mam już około 200 różnych 
przetworów. Przydadzą się i dla dzieci i dla nas na zimę.
Wczoraj zrobiłam z nowych ziemniaków babkę ziemniaczaną.
Wyszła cudnie, a to znak, że już niedługo jesienne wykopki.
Babkę robię na dość dużej blaszce {25 x 35} .
Około 3 kg ziemniaków obieramy i ucieramy jak na placki.
Kroimy w kostkę i podsmażamy około pól kilo różnej
wędliny {mogą to być resztki- byle nie zepsute} i dwie cebule.
Do utartych ziemniaków dodaję sól, pieprz, majeranek i tyle
mąki, żeby ciasto było gęste. Piekarnik nagrzewamy do 200 st.
Do blachy wkładamy łyżkę smalcu i wstawiamy, żeby się 
mocno rozgrzała {wtedy babka pięknie odejdzie od blachy i będzie miała chrupiącą skórkę}. Gorącymi skwarkami zalewamy
ciasto ziemniaczane. Dobrze mieszamy i wylewamy na gorącą
blachę {uważajmy, żeby się nie oparzyć}. Wstawiamy do
piekarnika na około godzinę. Po upieczeniu przekładamy na
deskę i kroimy. Babkę można jeść bez żadnych dodatków,
ale ja kiedyś podałam ją z sosem grzybowym, a moja Mama
dawała nam do niej zimną, zabielaną kawę zbożową.
I też było dobre......
 
 



 

wtorek, 13 sierpnia 2013

Chińszczyzna po polsku

Po szaleństwach ziemniaczano - owocowych przyszedł czas
na małe co nieco z ryżem. Nigdy nie jadłam oryginalnego
 dania chińskiego, więc sama sobie wymyśliłam ten przepis.
1 szkl. ryżu podsmażam na łyżce klarowanego masła, dodaję
2 szkl. wody, sól i około pół łyżeczki curry. Gotuję ryż aldente.
Lekko przestudzam. Na patelni podsmażam 1 dużą cebulę,
30 dkg. pieczarek, podlewam to 30% śmietanką, odparowuję.Solę.
Dodaję pół szkl. groszku z puszki i 2 łyżki pokrojonego koperku,
mieszam sos z ryżem. Masę wykładam do wysmarowanego,
żaroodpornego naczynia. Posypuję startym, żółtym serem.
Wkładam do nagrzanego do 180 st. piekarnika na około 30 min.
W tym czasie na patelni smażę mięsko. Może być różne.
Ja kupuję gulaszowe drobiowe {np.indycze}. Obsypuję
 przyprawami i wrzucam na rozgrzany olej. Po usmażeniu
podaję z ryżem, polewając go delikatnie oryginalnym sosem
słodko- pikantnym { z butelki}. No i jest trochę po polsku
i trochę po chińsku.....



poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Kartacze- wspomnienie z dzieciństwa

Jak już kiedyś pisałam, moja rodzina pochodzi z Wilna.
Wileńskie smaki do dziś dominują w mojej kuchni.
Moja Mama była bardzo dobrą gospodynią i kucharką.
Jeżeli miał być bigos, to był to bigos staropolski, dobrze 
okraszony mięsiwem, grzybami, przyprawami i innymi
dobrymi dodatkami, jeżeli piernik to na prawdziwym miodzie,
z tłuczonymi przyprawami w moździerzu.
Najbardziej jednak pamiętam, jak  w co  którą niedzielę
robiła kartacze z mięsem. Wtedy Wilniuki nazywali je 
kułdunami, a Litwini cepelinami, zaś nazwa kartacze
pochodzi z Podlasia. Jak zwał tak zwał....
Brat i ja kłóciliśmy się,kto więcej zje. Niestety przegrywałam
zawody mimo tego, że był on dużo ode mnie młodszy.
A oto przepis:
Żeby otrzymać około 24 kartaczy trzeba przygotować:
1 kg ugotowanych ziemniaków, przekręconych przez maszynkę, 
3 kg utartych ziemniaków {jak na placki} odciśniętych na lnianej
ściereczce {sok zostawiamy}
80 dkg wieprzowego mięsa mielonego { najlepiej z łopatki z dodatkiem boczku}, przyprawionego solą, pieprzem, 1 dużą
startą cebulą.Trzeba dodać około pół szklanki zimnej wody
{mięso będzie bardziej soczyste},i garść ugotowanych, zmielonych ziemniaków {mięso będzie pulchniejsze}.
Ziemniaki mieszamy, dodajemy sól, 2 łyżki mąki ziemniaczanej
około 1 szklanki mąki pszennej i odcedzony z soku krochmal.
Jeżeli ciasto jest za wolne można dodać mąki pszennej.
W międzyczasie nastawić garnek z wodą, solą i jak się zagotuje,
dodać 1 łyżkę mąki ziemniaczanej {rozpuszczonej w zimnej wodzie}, żeby kartacze były gładkie.
Robimy z ciasta,wilgotnymi rękoma placki, na które nakładamy
mięsny farsz. Dokładnie zlepiamy, wrzucamy na gotującą się 
wodę {małymi partiami}.Gotujemy około 20 min.
Polewamy kartacze tłuszczem ze skwarkami i cebulką.
Obżeramy się tak, że nie możemy się ruszać....
Acha! Wersja wegetariańska to farsz z suszonych grzybów, a kartacze polewamy dobrą śmietaną.
Pewnie ktoś powie, że taka kuchnia jest niezdrowa, to co 
powiedzieć na to, że mój Tato przeżył na tej kuchni 93 lata... 









  

sobota, 10 sierpnia 2013

Knedle ze śliwkami

Wczoraj miałam dać przepis na knedle ze śliwkami, ale 
niestety wieczorem miałam problem z dostępem do sieci
{w okolicy chyba była burza}.Cały wczorajszy dzień zszedł 
mi na sobotniej pracy, czyli jak zwykle pranie, gotowanie,
pieczenie, sprzątanie itd., oprócz tego były i miłe chwile.
Odwiedziła mnie moja nowa znajoma polonistka, którą 
zresztą sama zaprosiłam na knedle. Bardzo jej smakowały, więc
oto przepis:

Ugotować w mundurkach około 1 kg ziemniaków, 
wystudzić, obrać, przekręcić przez maszynkę .
Dodać 2 łyżki kaszy manny, 2 łyżki mąki ziemniaczanej,

około 2 szklanek mąki pszennej, 2 jajka, 2 łyżeczki soli.
Dobrze wymieszać, jeżeli ciasto bardzo się klei, dodać
jeszcze mąki pszennej. Zrobić z ciasta wałek, pokroić na 
około 25 kawałków. Śliwki wypestkować. Z kawałeczków
ciasta robić placki, włożyć śliwkę, dobrze zlepić, obtoczyć
mąką pszenną. Zagotować i posolić wodę. Wlać na wrzątek
rozrobioną w zimnej wodzie 1 łyżkę mąki ziemniaczanej,
daje to, że knedle są gładkie. Kluski wrzucać na gotującą się wodę, partiami. Gotować dobre 8 min. na wolnym ogniu.
Knedle podaję z bułką tartą  przyrumienioną na maśle{klarowanym- można kupić w "Biedronce"} i cukrem.
To samo ciasto daję do knedli z farszem z mięsa, grzybów
i kiszonej kapusty. W związku z tym, iż jest gorąco od jakiegoś 
czasu nie gotuję zup, ale za to poświęcam więcej pracy
nad drugim daniem. Dziś zrobię kartacze{albo inaczej cepeliny},
jutro przepis....   

piątek, 9 sierpnia 2013

Letnie przysmaki

Już wiem! Powodem złych nastrojów jest upał. Po prostu nie
jestem przyzwyczajona do takiej afrykańskiej aury.
Wczoraj kupiłam czarne jagody, nie są tanie ,ale co tam....
Zrobię parę słoiczków dżemu do sosu jagodowego,do "kluch
na łachu".Z pozostałych jagód zrobię pierożki.
W jednej z przeczytanych babskich książek znalazłam ciekawy
przepis na ciasto na pierogi. Już go wypróbowałam. Jest
świetny.
Na 0,5 kg mąki daję 1,5 szkl. dobrze ciepłej wody,
pół kostki roztopionego masła, sól do smaku. Ciasto dobrze
wyrobić. Wykrawać kółka, nałożyć farsz,w tym przypadku 
jagody. Ugotowane pierogi podaję ze śmietaną i cukrem.
Jutro na prośbę przyjaciela zrobię knedle ze śliwkami, więc
jutro będzie takowy przepis....

niedziela, 4 sierpnia 2013

Bez tytułu

Mam dziś {jakby to młodzież powiedziała}"doła".
Jestem zła i nic mi się nie chce.
Czy jest na to jakiś przepis?!!!!!!!!! 

sobota, 3 sierpnia 2013

Tajemniczy ogród

Wczoraj z moim przyjacielem odwiedziliśmy nowych
znajomych z naszej wioski. Państwo S. piętnaście lat  temu
kupili w naszej wsi starą szkołę, którą własnymi siłami
remontują. Długo to trwa, ponieważ oboje przed emeryturą pracowali w "budżetówce". Dom kiedyś będzie piękny,ale
ogród już jest cudny. Weszliśmy jak do "tajemniczego ogrodu".

Piękne, stare lipy dawały cień jak w wierszu Kochanowskiego.
Srebrne świerki i strzeliste sosny otaczają młody sad.Na trawniku rosną stokrotki i wysokie dziewanny.
Każdy zakątek ogrodu pokrywają rośliny przyniesione przez 
gospodarzy z okolicznych łąk. Pani domu z wykształcenia
polonistka z zamiłowania ogrodniczka oprowadzała po swoim
"edenie"opisując i nazywając każdą roślinkę. Byłam pod 
wrażeniem z jaką determinacją pomimo ogromnych trudności
remontują to wymarzone swoje domostwo.
Chylę czoła przed takimi ludźmi. Chciałabym, żeby zostali
naszymi przyjaciółmi.
Dziś sobota, więc jak zwykle sprzątanie i gotowanie czegoś 
fajnego. Na obiad będą placki ziemniaczane "po węgiersku".
Ciekawa jestem czy Węgrzy o nich wiedzą......
Smażę na oleju zwykłe placki ziemniaczane{dodaję do ciasta 
parę łyżek zsiadłego mleka lub gęstego jogurtu}, tylko większe.
Robię pikantny sos mięsno -grzybowy, polewam placek
i składam jak omlet. Robię do tego surówkę{kiedyś z czarnej
rzepy} z rzodkiewek, ogórka zielonego i szczypiorku oraz
śmietany z majonezem. Do tego pasuje szklaneczka zimnego piwa. A teraz sjesta, a co tam.....




czwartek, 1 sierpnia 2013

1 sierpnia

Nie urodziłam się w Warszawie, ale data pierwszy sierpnia
wywołuje u mnie ogromny smutek. I to nie od dziś.
Gdy byłam mała mój Tato uczył mnie patriotyzmu.
To on pierwszy powiedział o młodych, odważnych ludziach
walczących o swoje miasto. Wtedy płakałam, i teraz też w oku
kręci się łza, gdy o 17-ej zawyją syreny. Dzięki takim ludziom,
dziś jestem dumna, że jestem Polką.
Cześć ich pamięci...........