sobota, 31 sierpnia 2013

Wściekła babka

Dziś niedziela 1-go września. Smutna data.
Jestem pokoleniem powojennym, nie wiem co się przeżywa
gdy na głowę lecą bomby. W naszym zakątku Europy od 74 lat panuje pokój. I niech tak zostanie! Niech każdego roku matki
spokojnie idą 1 września ze swoimi pociechami do szkoły.
Poczucie bezpieczeństwa jest potrzebne do życia jak 
powietrze. Gdy rozpoczyna się rok szkolny, myślę o jesieni.
Lubię ją. Lubię jej kolory i zapachy. Nawet gdy robi się szaruga
jesienna. Jak fajnie siedzieć przy buzującym ogniem piecu,
pić pachnącą malinami i miodem herbatę i jeść np."wściekłą
babkę". Dlaczego wściekła? Bo wściekle dobrze smakuje i wściekle szybko się robi:

4 jajka utrzeć z 1,5 szkl. cukru, dodać 1 słoik dżemu najlepiej
z czarnej porzeczki, 2 łyżki kakao, 4 szkl. mąki pszennej,
2 łyżeczki proszku do pieczenia, 2 łyżeczki sody, pół łyżeczki
cynamonu, 1,5 szkl, mleka i na koniec 1 szkl. oleju. Dobrze wymieszać. Wstawić do nagrzanego do 180 st. piekarnika.
Piec około 45 min. Polać polewą lub lukrem z cytryną.
Szybkie ciasto i dobre. Znajoma powiedziała, że ma pod sobą 
wszystkie babki. Wiadomo, wściekła babka......

środa, 28 sierpnia 2013

Chleba naszego, powszedniego...

Od chwili kiedy przyjechałam na Lubelszczyznę, poszukuję
nowych {starych} smaków. Szukam starych przepisów przede
wszystkim na chleb. Jest to trudne, ponieważ tutejsi ludzie
nie pamiętają. Dziwią się czemu głowę zawracam im i
sobie, kiedy można kupić chleb sklepie. Faktycznie można
i to jaki się chce. Ale co to jest za chleb! Kruszy się, pleśnieje
i nie zawsze jest smaczny. Wypróbowałam już wiele przepisów.
Jeden nawet umieściłam w moim blogu. Od kilku tygodni
wypróbowuję nowy, który opracowałam sama {metodą prób i
błędów}. Jest to chleb razowy, który od dzieciństwa bardzo
lubię. 

Pamiętam jak z moim Tatą podkradaliśmy sobie 
kromki czarnego, litewskiego chleba {pyszny}, który Mama 
przywiozła z Wilna. Najlepiej smakował z grubo posmarowanym
masłem. Bardzo żałuję, że ich już nie ma, bo mogliby ocenić
mój chleb.
Robię ten razowiec na bazie mąki "3 zboża" firmy "Lubella",
ale myślę, że można ją zastąpić w równych proporcjach mąką
pszenną razową i żytnią razową {bez orkiszowej}.
Oto przepis na jeden chleb:
50 dkg mąki j.w. wymieszać z 0,5 szkl. otrąb pszennych,
z 0,5 łyżki soli. Dodać zakwas, który zawsze odkładam z poprzedniego pieczenia i odrobinkę drożdży {szybciej rośnie i nie
jest kwaśny, jest za to pulchniejszy}. Całość mieszam z pół litrem
ciepłej wody. Ciasto odstawiam na jakieś 3 godziny w ciepłym
miejscu. Po wyrośnięciu jeszcze raz mieszam i 3 łyżki odkładam
na zakwas. Do pozostałego ciasta dokładam różne ziarna:
2 łyżki słonecznika, 1 łyżkę sezamu, 1 łyżkę pestek z dyni i 
zagotowane i wystudzone 2 łyżki siemienia lnianego {z pół szkl.
wody}. Dodaję również po dwie łyżki mąki pszennej{typu 650}
i mąki zwykłej żytniej {po to, żeby zagęścić ciasto}. Dodaję też
pół łyżki pieprzu ziołowego, staropolskiego {można go kupić na targu}. Dobrze wymieszać.Przełożyć do wysmarowanej olejem, 
podłużnej blachy. Odstawić do wyrośnięcia na około 1 godz.
 Piec w nagrzanym do 190-200 st. piekarniku.
Wystudzić i jeść z dobrym, świeżym masłem. Pychaaaa!
Smacznego!!!!!!!!!










wtorek, 27 sierpnia 2013

Odwiedziny

Wczoraj wieczorem zadzwonił mój syn i zapowiedział swój
przyjazd ze swoją młodszą latoroślą. Bardzo cieszymy się
na te odwiedziny. W poprzednim tygodniu była córka ze swoimi łobuziakami, a dziś dalszy ciąg odwiedzin. Bardzo kocham 
swoje dzieci, ale dziś rano gdy przygotowywałam ulubione
ciasto mojego syna, doszłam do dziwnych wniosków.
Córka jest mi potrzebna do życia jak powietrze, woda i chleb,
a syn jest moją "wisienką" na torcie mojego życia, a przecież 
kocham ich jednakowo.
Zebrałam się w sobie i wcześnie rano upiekłam dla syna
babkę pt."zebra".Jest to ciasto szybkie i dobre {może długo
postać}:

5 całych jajek miksuję z 1,5 szkl. cukru i cukrem waniliowym,
dodaję 2,5 szkl. mąki tortowej z 3 łyżeczkami proszku do pieczenia. Dalej miksując dodaję 1 szkl. zimnej wody i na koniec
1 szkl. oleju. Dzielę ciasto na 2 równe części. Do jednej
dodaję 0,5 szkl. mąki, a do drugiej 2 łyżki kakao.
Na środek długiej blachy lub tortownicy {27cm} wlewam
po 2 łyżki na przemian białego i ciemnego, aż się skończy.
Wstawiam do nagrzanego piekarnika {180 st.}, piekę około
1 godz. Po ostygnięciu polewam lukrem z cytryną.
Dla synowej upiekłam jej ulubiony razowiec z ziarnami
{znów mam nowy- już sprawdzony przepis}, ale o nim napiszę
następnym razem....

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Dożynki, dożynki, spotkania......

Miałam napisać na następny dzień, no, ale cóż nie miałam 
czasu nawet zaglądnąć do laptopa. Konia robiłam 4 dni.
Chwilami myślałam, że porwałam się z motyką na słońce.
Musiałam zmienić konia na biegunach na konia wiejskiego,
pociągowego, ale tak, żeby później dzieci jeszcze miały z tego
pożytek. Na początek trzeba było odkręcić płozy i zabezpieczyć
konia od zniszczeń, czyli zapakować go w folię i obwiązać
sznurkiem. Dalej to był istny horror. Na folię kleiłam karteczka
po karteczce papier toaletowy.Za klej posłużyła mi papka
mączna. Na drugi dzień na pancerz, jaki po wyschnięciu 
zrobił się na koniu, kleiłam ziarna nieoczyszczonej gryki.
Przyklejałam ziarenka klejem stolarskim.Wyszło dobrze.
Przez pozostałe dni poprawiałam. Córka, która zjawiła się w międzyczasie, dorobiła koniowi uszy ze słomy i oczy z pestek
od śliwek. Doczepiono ogon i grzywę ze słomy. Na koniec
zaprzężono do wozu, który był piękni wypleciony przez
moje sąsiadki. Na wozie siedział chłop. Końcowy efekt był
piorunujący.
Wczoraj były dożynki. Pogoda piękna, ludzi dużo, atmosfera
sympatyczna. Po Mszy Św. nastąpiło rozstrzygnięcie konkursu
na wieniec dożynkowy. Jak to powiedział wójt "prawie jednogłośnie" zwyciężył nasz koń. Była nagroda pieniężna i
możliwość zaprezentowania się z naszym niekonwencjonalnym
wieńcem na dożynkach powiatowych. Dodam, że było zrobionych
6 wieńców.
Tak sobie myślę, że wsiąkłam w ten krajobraz wiejski całkowicie 
i nieodwołalnie. I jest mi z tym bardzo dobrze.
Po oficjalnych wystąpieniach zaczęła się zabawa, która trwała
do białego rana.
Ja z przyjacielem zostaliśmy zaproszeni do gospodarzy
"tajemniczego ogrodu", który sąsiaduje z błoniami, gdzie odbywała się impreza. Było bardzo miło, dołączyła do nas moja przyjaciółka z biblioteki z mężem. Dawno nie czułam się tak dobrze.
Moja decyzja wyjazdu na wieś, jest chyba najlepsza jaką 
podjęłam przez całe swoje życie...... 










poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Nowe wyzwanie

Od dwóch miesięcy wiem, że w mojej maleńkiej wsi odbędą
się gminne dożynki. Mnie to ucieszyło, bo nareszcie ludzie
ze wsi będą się musieli zaangażować w przygotowania.
Prawda jest taka, że w obecnym zagonionym świecie, nikt
nie ma czasu na pracę na rzecz wspólnoty. Smutne to, ale 
bardzo prawdziwe. Jedną z ważniejszych rzeczy jakie trzeba
zrobić na dożynki, to przygotować coś na kształt wieńca
dożynkowego. Piszę, że coś na kształt, ponieważ w przypadku naszej wsi ustaliliśmy, że będzie to koń zaprzężony w wóz
z darami, które daje nam Matka Ziemia. Poprzeczkę ustawiliśmy
dość wysoko. Ale dla chcącego nie ma nic trudnego.
Panie ze wsi i te starsze i te młodsze zajęły się wozem.
Ja postanowiłam "rozprawić" się z koniem.
O wyniku moich artystycznych poczynań poinformuję jutro.
Kto wie, może uda mi się wstawić zdjęcie konia.
Zobaczymy......

sobota, 17 sierpnia 2013

A mnie jest szkoda lata........

I znów wstałam bardzo wcześnie, tym razem obudził mnie
znajomy przyjaciela. Wybierają się razem na ryby nad Wieprz.
Już nie zasnę, więc biorę kawę, wychodzę na ganek i......
poczułam na sobie powiew zbliżającej się jesieni.
Jeszcze liście są zielone, jeszcze jaskółki szczebioczą, jeszcze
w południe piękne słońce i upał, a czuję przez skórę, że
trzeba kończyć zamykanie w słoiki "letnich uśmiechów",
czyli wekować owoce i warzywa. Właściwie, to już niewiele
z tej pracy zostało. Muszę już tylko zamarynować paprykę,
zrobić przecier z pomidorów, odparować soki z późnych
malin i ewentualnie {jeżeli się pokażą} ususzyć i zawekować
grzyby. W swojej szafie-spiżarni mam już około 200 różnych 
przetworów. Przydadzą się i dla dzieci i dla nas na zimę.
Wczoraj zrobiłam z nowych ziemniaków babkę ziemniaczaną.
Wyszła cudnie, a to znak, że już niedługo jesienne wykopki.
Babkę robię na dość dużej blaszce {25 x 35} .
Około 3 kg ziemniaków obieramy i ucieramy jak na placki.
Kroimy w kostkę i podsmażamy około pól kilo różnej
wędliny {mogą to być resztki- byle nie zepsute} i dwie cebule.
Do utartych ziemniaków dodaję sól, pieprz, majeranek i tyle
mąki, żeby ciasto było gęste. Piekarnik nagrzewamy do 200 st.
Do blachy wkładamy łyżkę smalcu i wstawiamy, żeby się 
mocno rozgrzała {wtedy babka pięknie odejdzie od blachy i będzie miała chrupiącą skórkę}. Gorącymi skwarkami zalewamy
ciasto ziemniaczane. Dobrze mieszamy i wylewamy na gorącą
blachę {uważajmy, żeby się nie oparzyć}. Wstawiamy do
piekarnika na około godzinę. Po upieczeniu przekładamy na
deskę i kroimy. Babkę można jeść bez żadnych dodatków,
ale ja kiedyś podałam ją z sosem grzybowym, a moja Mama
dawała nam do niej zimną, zabielaną kawę zbożową.
I też było dobre......
 
 



 

wtorek, 13 sierpnia 2013

Chińszczyzna po polsku

Po szaleństwach ziemniaczano - owocowych przyszedł czas
na małe co nieco z ryżem. Nigdy nie jadłam oryginalnego
 dania chińskiego, więc sama sobie wymyśliłam ten przepis.
1 szkl. ryżu podsmażam na łyżce klarowanego masła, dodaję
2 szkl. wody, sól i około pół łyżeczki curry. Gotuję ryż aldente.
Lekko przestudzam. Na patelni podsmażam 1 dużą cebulę,
30 dkg. pieczarek, podlewam to 30% śmietanką, odparowuję.Solę.
Dodaję pół szkl. groszku z puszki i 2 łyżki pokrojonego koperku,
mieszam sos z ryżem. Masę wykładam do wysmarowanego,
żaroodpornego naczynia. Posypuję startym, żółtym serem.
Wkładam do nagrzanego do 180 st. piekarnika na około 30 min.
W tym czasie na patelni smażę mięsko. Może być różne.
Ja kupuję gulaszowe drobiowe {np.indycze}. Obsypuję
 przyprawami i wrzucam na rozgrzany olej. Po usmażeniu
podaję z ryżem, polewając go delikatnie oryginalnym sosem
słodko- pikantnym { z butelki}. No i jest trochę po polsku
i trochę po chińsku.....



poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Kartacze- wspomnienie z dzieciństwa

Jak już kiedyś pisałam, moja rodzina pochodzi z Wilna.
Wileńskie smaki do dziś dominują w mojej kuchni.
Moja Mama była bardzo dobrą gospodynią i kucharką.
Jeżeli miał być bigos, to był to bigos staropolski, dobrze 
okraszony mięsiwem, grzybami, przyprawami i innymi
dobrymi dodatkami, jeżeli piernik to na prawdziwym miodzie,
z tłuczonymi przyprawami w moździerzu.
Najbardziej jednak pamiętam, jak  w co  którą niedzielę
robiła kartacze z mięsem. Wtedy Wilniuki nazywali je 
kułdunami, a Litwini cepelinami, zaś nazwa kartacze
pochodzi z Podlasia. Jak zwał tak zwał....
Brat i ja kłóciliśmy się,kto więcej zje. Niestety przegrywałam
zawody mimo tego, że był on dużo ode mnie młodszy.
A oto przepis:
Żeby otrzymać około 24 kartaczy trzeba przygotować:
1 kg ugotowanych ziemniaków, przekręconych przez maszynkę, 
3 kg utartych ziemniaków {jak na placki} odciśniętych na lnianej
ściereczce {sok zostawiamy}
80 dkg wieprzowego mięsa mielonego { najlepiej z łopatki z dodatkiem boczku}, przyprawionego solą, pieprzem, 1 dużą
startą cebulą.Trzeba dodać około pół szklanki zimnej wody
{mięso będzie bardziej soczyste},i garść ugotowanych, zmielonych ziemniaków {mięso będzie pulchniejsze}.
Ziemniaki mieszamy, dodajemy sól, 2 łyżki mąki ziemniaczanej
około 1 szklanki mąki pszennej i odcedzony z soku krochmal.
Jeżeli ciasto jest za wolne można dodać mąki pszennej.
W międzyczasie nastawić garnek z wodą, solą i jak się zagotuje,
dodać 1 łyżkę mąki ziemniaczanej {rozpuszczonej w zimnej wodzie}, żeby kartacze były gładkie.
Robimy z ciasta,wilgotnymi rękoma placki, na które nakładamy
mięsny farsz. Dokładnie zlepiamy, wrzucamy na gotującą się 
wodę {małymi partiami}.Gotujemy około 20 min.
Polewamy kartacze tłuszczem ze skwarkami i cebulką.
Obżeramy się tak, że nie możemy się ruszać....
Acha! Wersja wegetariańska to farsz z suszonych grzybów, a kartacze polewamy dobrą śmietaną.
Pewnie ktoś powie, że taka kuchnia jest niezdrowa, to co 
powiedzieć na to, że mój Tato przeżył na tej kuchni 93 lata... 









  

sobota, 10 sierpnia 2013

Knedle ze śliwkami

Wczoraj miałam dać przepis na knedle ze śliwkami, ale 
niestety wieczorem miałam problem z dostępem do sieci
{w okolicy chyba była burza}.Cały wczorajszy dzień zszedł 
mi na sobotniej pracy, czyli jak zwykle pranie, gotowanie,
pieczenie, sprzątanie itd., oprócz tego były i miłe chwile.
Odwiedziła mnie moja nowa znajoma polonistka, którą 
zresztą sama zaprosiłam na knedle. Bardzo jej smakowały, więc
oto przepis:

Ugotować w mundurkach około 1 kg ziemniaków, 
wystudzić, obrać, przekręcić przez maszynkę .
Dodać 2 łyżki kaszy manny, 2 łyżki mąki ziemniaczanej,

około 2 szklanek mąki pszennej, 2 jajka, 2 łyżeczki soli.
Dobrze wymieszać, jeżeli ciasto bardzo się klei, dodać
jeszcze mąki pszennej. Zrobić z ciasta wałek, pokroić na 
około 25 kawałków. Śliwki wypestkować. Z kawałeczków
ciasta robić placki, włożyć śliwkę, dobrze zlepić, obtoczyć
mąką pszenną. Zagotować i posolić wodę. Wlać na wrzątek
rozrobioną w zimnej wodzie 1 łyżkę mąki ziemniaczanej,
daje to, że knedle są gładkie. Kluski wrzucać na gotującą się wodę, partiami. Gotować dobre 8 min. na wolnym ogniu.
Knedle podaję z bułką tartą  przyrumienioną na maśle{klarowanym- można kupić w "Biedronce"} i cukrem.
To samo ciasto daję do knedli z farszem z mięsa, grzybów
i kiszonej kapusty. W związku z tym, iż jest gorąco od jakiegoś 
czasu nie gotuję zup, ale za to poświęcam więcej pracy
nad drugim daniem. Dziś zrobię kartacze{albo inaczej cepeliny},
jutro przepis....   

piątek, 9 sierpnia 2013

Letnie przysmaki

Już wiem! Powodem złych nastrojów jest upał. Po prostu nie
jestem przyzwyczajona do takiej afrykańskiej aury.
Wczoraj kupiłam czarne jagody, nie są tanie ,ale co tam....
Zrobię parę słoiczków dżemu do sosu jagodowego,do "kluch
na łachu".Z pozostałych jagód zrobię pierożki.
W jednej z przeczytanych babskich książek znalazłam ciekawy
przepis na ciasto na pierogi. Już go wypróbowałam. Jest
świetny.
Na 0,5 kg mąki daję 1,5 szkl. dobrze ciepłej wody,
pół kostki roztopionego masła, sól do smaku. Ciasto dobrze
wyrobić. Wykrawać kółka, nałożyć farsz,w tym przypadku 
jagody. Ugotowane pierogi podaję ze śmietaną i cukrem.
Jutro na prośbę przyjaciela zrobię knedle ze śliwkami, więc
jutro będzie takowy przepis....

niedziela, 4 sierpnia 2013

Bez tytułu

Mam dziś {jakby to młodzież powiedziała}"doła".
Jestem zła i nic mi się nie chce.
Czy jest na to jakiś przepis?!!!!!!!!! 

sobota, 3 sierpnia 2013

Tajemniczy ogród

Wczoraj z moim przyjacielem odwiedziliśmy nowych
znajomych z naszej wioski. Państwo S. piętnaście lat  temu
kupili w naszej wsi starą szkołę, którą własnymi siłami
remontują. Długo to trwa, ponieważ oboje przed emeryturą pracowali w "budżetówce". Dom kiedyś będzie piękny,ale
ogród już jest cudny. Weszliśmy jak do "tajemniczego ogrodu".

Piękne, stare lipy dawały cień jak w wierszu Kochanowskiego.
Srebrne świerki i strzeliste sosny otaczają młody sad.Na trawniku rosną stokrotki i wysokie dziewanny.
Każdy zakątek ogrodu pokrywają rośliny przyniesione przez 
gospodarzy z okolicznych łąk. Pani domu z wykształcenia
polonistka z zamiłowania ogrodniczka oprowadzała po swoim
"edenie"opisując i nazywając każdą roślinkę. Byłam pod 
wrażeniem z jaką determinacją pomimo ogromnych trudności
remontują to wymarzone swoje domostwo.
Chylę czoła przed takimi ludźmi. Chciałabym, żeby zostali
naszymi przyjaciółmi.
Dziś sobota, więc jak zwykle sprzątanie i gotowanie czegoś 
fajnego. Na obiad będą placki ziemniaczane "po węgiersku".
Ciekawa jestem czy Węgrzy o nich wiedzą......
Smażę na oleju zwykłe placki ziemniaczane{dodaję do ciasta 
parę łyżek zsiadłego mleka lub gęstego jogurtu}, tylko większe.
Robię pikantny sos mięsno -grzybowy, polewam placek
i składam jak omlet. Robię do tego surówkę{kiedyś z czarnej
rzepy} z rzodkiewek, ogórka zielonego i szczypiorku oraz
śmietany z majonezem. Do tego pasuje szklaneczka zimnego piwa. A teraz sjesta, a co tam.....




czwartek, 1 sierpnia 2013

1 sierpnia

Nie urodziłam się w Warszawie, ale data pierwszy sierpnia
wywołuje u mnie ogromny smutek. I to nie od dziś.
Gdy byłam mała mój Tato uczył mnie patriotyzmu.
To on pierwszy powiedział o młodych, odważnych ludziach
walczących o swoje miasto. Wtedy płakałam, i teraz też w oku
kręci się łza, gdy o 17-ej zawyją syreny. Dzięki takim ludziom,
dziś jestem dumna, że jestem Polką.
Cześć ich pamięci...........